Po sniadanku wsiadamy ze znajomymi do autobusu kursowego do stolicy wyspy i całego archipelagu. Cały dzień spędzamy nawłóczeniu się po tym miescie, choć nie robi ono na nas zbyt dobrego wrażenia - brakuje mu uroku. nie jest zbyt czyste, pozbawione ładu architektonicznego. Widać, że to miasto załozone przez kolonistów, bez bogatej historii.Po kilku godzinach spaceru wedrujemy do Parku marino, żeby sie troszkę ochłodzić w basenie i oceanie.
"Santa Cruz de Tenerife liczy 220 tys mieszkańców i jest drugim, po Las Palmas, co do liczby mieszkańców miastem Wysp Kanaryjskich i zarazem największym miastem Teneryfy. Stolica lokalnej autonomii.
Jest to znany ośrodek turystyki masowej przyciągający corocznie miliony turystów, miasto jest również ważnym transatlantyckim portem. Port ten służy do eksportu lokalnych produktów - bananów, tytoniu i warzyw oraz dużemu importowi zaopatrzeniowemu. Dzisiaj turystyka jest zdecydowanie największym źródłem dochodu miasta, ale w granicach Santa Cruz działa również dobrze prosperująca rafineria, zbudowana w 1930 roku."
Cos niecoś z historii:
"Alonso Fernández de Lugo przybył w te strony w 1494 r., aby dokonać podboju ostatniej z wysp archipelagu, najsilniej opierającej się Hiszpanom. Santa Cruz de Santiago, jak wtedy nazywała się miejscowość, wcale nie rozwinęła się błyskawicznie. La Laguna – kilka kilometrów w głąb lądu – rozkwitała jako stolica wyspy, a Santa Cruz pozostawało w jej cieniu aż do XVIII i XIX w., kiedy wzrosło znaczenie jego portu. Dopiero w roku 1803 Santa Cruz zostało „wyzwolone” królewskim dekretem spod kontroli La Laguny, a w roku 1859 otrzymało status ośrodka miejskiego."