Dzisiaj juz bardziej ambitnie, choć odległości tu w Alach są tak ogromne, że aby coś zobaczyć, gdzieś zajść - mając za towarzysza takiego2,5-latka, trzeba skorzystać z kolejki. Oczywiście z tego wszystkiego kolejka stanowi największa atrakcję dla maluszka. Udajemy się więc w sąsiednią dolinę słynnych kąpielisk (stąd nazwy Bad....). Wybieramy opcję 2 kolejek, pierwsza szynowe, druga linowa, a potem już sama przyjemność, czyli góry i my :-)))
Panuje tu niesamowita cisza i spokój, na szlakach tylko garstka osób (porównanie z Tatrami w wakacje), góry co prawda częściowo zachmurzoe, upału nie ma, ale i tak jest pięknie.
Eryk dzielnie dotrzymuje nam kroku, dopiero na ostatnich 50m rezygnujemy z podejścia na szczyt, gdyż na trasie pojawiły się łańcuchy. Podejście byłoby po prostu zbyt trudne dla tych małych nóżek.
Trudno, z ambicjami musimy sobie poczekać aż maluszek podrośnie. Zostałam więc z nim na przełączce, a mąż powędrował na szczyt.
Droga powrotna to przejście do kolejki inną trasą - tym razem mamy szczęście - po drodze zastajemy mnóstwo uroczych świstaków. Są ogromne - zdecydowanie większe od naszych tatrzańskich.
W drodze powrotnej Eryk znowu zasypia, musimy się spieszyć, bo nasz hotel zorganizował dla dzieci popołudniową atrakcję.