Po południu dojeżdżamy do lodowca, maluszek wyspał się po drodze, ma więc teraz siłę, żeby wędrować z nami. Czas rozprostować kości.
Na początku wjeżdżamy na kilkupoziomowy parking i zostawiamy samochód na dachu. Potem ruszamy tunelem w kierunku Grossglocknera. Do tego miejsca prowadzi 6 tuneli (o czym nie wiemy), zniechęcamy się jednak po drugim - w tunelach straszy - jakieś podświetlane kukły - maluch coraz bardziej się boi więc decydujemy się na odwrót.
Potem decyzja - do lodowca jest bardzo daleko (pokrywa lodowa od czasu budowy drogi zmniejszyła się o 300m w pionie - to faktycznie widać. Zjeżdżamy więc kawalek kolejką szynową, a dalej już na piechotkę. Po pół godzinie jesteśmy w miejscu gdzie lodowiec dochodził 1981roku - czyli dokładnie wtedy, kiedy byłam tu po raz ostatni.
Ale gdzie on jest - musielibyśmy poświęcić na to jeszcze godzinę, a gdzie droga powrotna - skala zaczyna nas przerastać - tzn nie nas, ale naszego maluszka - w drodze powrotnej mogłyby być kłopoty. Podziwiamy więc lodowiec z daleka i wracamy spowrotem.
Robi się późno - czas wracać.