Poranek zachmurzony, ale bez deszczu. Eryk bez przerwy pyta kiedy pojedziemy tym pociągiem przez najdłuższy tunel - może w końcu czas na tą chwilę.
Oczywiscie od rana pełne podniecenie (tym tunelem :-))
Wysiadamy na drugiej stacji w Muszynie i niestety wielkie rozczarowanie - zaczyna padać - plany dlaszej wycieczki trzeba odłożyć na inny dzień. Góra zamkowa w niezłym błocie wystarczy......., a tak mówiąc szczerze, to choc w Muszynie bywałam wielokrotnie - tu jakoś nigdy nie było okazji zajrzeć.
Herbatka w ośrodku baba Jaga - zionącym chwilowo pustką, spacer do góry - potem wspinaczka na ruiny XIV-to wiecznego zamku (oczywiście pełne ubłocenie), a następnie zejście w kierunku Muszyny Złockie.
Spacer wzdłuz potoku Muszynianka, rynek i kilka przyległych uliczek, a na koniec przejście wałami Popradu w kierunku dworca kolejowego.
Przy tym wszystkim na zmianę deszcz, deszcz ze śniegiem i śnieg - ble.........wilgoć wszechobecna (a pomyśleć, ze wczoraj była rozkosz bezchmurnego nieba).
Muszyna zrobiła na mnie ponure wrażenie - to taka bardzo uboga krewna Krynicy - widać tu wiele zaniedbań - w centrum nie ma się kompletnie czym zająć - jakieś muzea oznaczone na mapie okazały się kopletną ruiną zabitą dechami.
Miasto jest tak pięknie położone - ma mnóstwo atrakcji naturalnych w okolicy, ale......czy to wystarczy aby przyciągać turystów - czasamu gospodarze zapominają, ze zostając gdzieś w tyle za innymi wiele tracą ;-((