Była wycieczka z babcią, z Pawełkiem, wczoraj wycieczka rowerkami po mieście (bo padało, ha,ha,ha), a teraz czas na wyprawę górską z dziadkiem. Zastanawiamy się nad kierunkiem, w końcu zapada decyzja - Łabowska Hala - tam jeszcze maluch nie był, na górze jest urocze schronisko, a i trasa na miarę jego możliwości.
Ruszamy z Sącza o 10 rano, pół godzinki później jesteśmy już pod szlabanem w dolinie Składziste, dalej już tylko na piechotkę. Początek to niestety dreptanie asfaltem, ale z pięknymi widoczkami. Jeszcze zanim asfalt się skończył odbijamy (na skróty zdaniem dziadka) w boczną drogę. Pół godziny później dochodzimy do miejsca w którym należałoby iść wzdłuż potoku (bez drogi), ale odradzam ten szlak po wczorajszych deszczach. Idziemy więc jedyną słuszną drogą, która jak sie okazało wcale nie prowadzi na Łabowską, tylko do Feleczyna - sporo straciliśmy na wysokości i odległości, ale trudno. Kolejny asfalt w kolejnej dolince i znowu podejście do góry - maluszek idzie dzielnie, choć jest troszkę przestraszony tą zmyloną drogą. W końcu po 3 godzinach marszu (baz przerw) jesteśmy u celu.
Schronisko prawie puste, słoneczko grzeje, kuchnia oferuje pyszne jedzonko - żyć nie umierać. Maluch zachwycony, bo w schronisku jest cały stos gier i puzli (żeby się dzieciaki nie nudziły). Zjadamy obiadek, maluch towarzyszy obsłudze schroniska w sprzątaniu, odpoczywamy ponad godzinkę i schodzimy w dół - tym razem juz bez kombinowania, tylko cały czas ścieżką rowerową prowadzącą do Składzistego. Jesteśmy już troszkę zmęczeni na wspinaczkę na skałki, które mijamy po drodze (ponoć roztacza się z nich niesamowity widok). Zostawiamy sobie to na następny raz.
Po 6 godzinach zataczamy pętle i jesteśmy przy samochodzie.
Niesamowite jest to, ze całe górne pasmo Jaworzyny jest jeszcze zupełnie niewiosenne - pączki buczyny nierozwinięte tworzą rdzawy, anie zielony dywan - tam jeszcze niedawno leżał śnieg.