Jakies paskudne przeziębienie mnie dorwało, nie wiem czy dac się namówić na wyprawe w góry czy sobie odpuścic. Decyduję się na to pierwsze - albo mi pomoże, albo mnie dobije.
Po negocjacjach rodzinnych staje na niezbyt długiej i niezbyt forsownej trasie, ale bardzo urozmaiconej. Mamy okazję przejśc przez mijeca, w których żadne z nas wczesniej nie było.
Rano podjeżdżamy pod dom dziadków na mała kawkę, a potem wszyscy razem w kierunku Bielska - dziadkowie na zakupy, my na kolejke na Szyndzielnie.
To identyczna kolejka jak ta na Jaworzynę krynicka, tylko wagoniki są innego koloru.
Na początek krótkie podejście do schroniska na Szyndzielni, tłum ludzi - szybko się więc z tamtąd ewakuujemy kierując się w stronę Klimczoka. Tam niestety tez podąża cała pielgrzymka (tak apropo pielgrzymki, to dzisiejszej nocy sobie nie pospaliśmy, bo kościół urządził sobie nocną pielgrzymke, która odbywała się tak głosno, że udało im się zbudzić całe miasto.......bez komentarza). trudno się dziwic tym tłumom osób na szlaku, jest bajeczna pogoda, na niebie ani jednej chmurki, a gorac jak wśrodku lata.
Klimczok zaskakuje - choc piękno psuje troszkę infrastuktura narciarska, to i tak widoki sa warte grzechu. Chwila przerwy - oczywiście cały wolny czas poświęcamy na dojadanie borówek, które nigdzie tak nie smakują jak w górach !!! Następnie schodzimy na dół do schroniska znajdującego się troszkę powyżej siodła Klimczoka. Schronisko to kolejny sporej wielkości obiekt, tłum ludzi, obok plac zabaw, ściana wspinaczkowa, a nawet basen !!! trudno tu o klimacik górski.....
Chwila przerwy i uciekamy od tych tłumów na czerwony szlak mało uczeszczany w kierunku Chaty Wuja Toma. Zejście jest dość ostre, ale szalenie urokliwe, ale żeby nie było zbyt pięknie mamy powód, aby na szlaku wezwać policję - jak to zwykle bywa jakieś głąby postanowiły motorami wjechac tędy na Klimczok oczywiście mając w głebokiej D.... turystów i ich potrzebę ciszy i spokoju.
Chata Wuja Toma to z pewnością najbardziej urokliwe schronisko na szlaku - czyste, zadbane, prowadzone z niesamowitą miłoscia - tam kazdy szczególik ma znaczenie.
Kolejna chwila przerwy i jeszcze 40 minut zejścia żółtym szlakiem w kierunku Brennej. stamtąd zbiera nas dziadek i tak pętla zostaje zmknięta.
A co do przeziębienia - to chyba pomogło.