Rano wyruszamy z pozwoleniem w ręku (na zdobycie Pico de Teide) do Parku Narodowego. Niestety - wieje bardzo silny wiatr (120km/h), docieramy do wejścia na szlak . Jest zimno, wietrznie i przede wszystkim brak widoczności. Pustynny krajobraz - tylko zamiast piasku znajduje się tutaj pokruszony pumeks. Gdzieniegdzie mijamy pięciometrowej średnicy bazaltowe bomby wulkaniczne. Na tle jasnobeżowego pumeksu te czarne bryły wygladają jak kule do gry w kręgle jakiegoś czarta. Groźne, zamrożone w czasie potoki lawy ciągną się przez całą długość stoku Teide, którego szczyt znalazł się niestety w "czapce" z chmur. Po pół godzinie marszu jesteśmy już na wysokości 2500m. dziwne uczucie tak szybko znaleźć się na wysokości szczytów tatrzańskich.
O 16 godzinie dochodzimy do rozejścia szlaków. Wyruszyliśmy zbyt późno, nie decydujemy się więc w tym dniu na "atak szczytowy", tylko na jeden z 21 szlaków w parku - szczyt Montana Blanca - który przykuwa moją uwagę z racji zbieżnosci z moim imieniem :-))
Czubek, a właściwie jego łagodne wzniesienie widać już z daleka, teraz już tylko "rzut kamieniem" i jesteśmy na szczycie Białej Góry. Jest bardzo zimno, ostry wiatr ledwo pozwala na utrzymanie pionowej pozycji. W ulewnym deszczu schodzimy na dół do samochodu. - szczęśliwi, bo dla takich jak my - zdobywców najwyższych szczytów tatrzańskich - 2820m to największe w życiu osiągnięcie !!!