Samopoczucie już lepsze, gorączka przeszła. trzeba ruszyć się wreszcie coś więcej zobaczyć. Łapiemy taksówkę i jedziemy do starego miasta, położenego na cyplu (odległość od hotelu - kilkanaście kilometrów). Kilka godzin włóczenia się po uliczkach - wyjątkowo urokliwych i wracamy do hotelu turystyczną ciuchcią (oczywiście ze względu na malucha). Jeszcze tu wrócimy - na prawdę warto.
Suki starej medyny to oczywiście wieczne opędzanie się od natrętnych sprzedawców, w czym wyspecjalizował się głównie nasz synek dochodząc niemal do perfekcji mówiąc "no !!! I have no money !!!"
Nasz maluch budzi generalnie zinteresowanie, jako jasny blondynek jest przez każdego tubylca obgłaskany na dziesiątą strony.