Kolega męża lituje się i o świcie (4 rano) zawozi nas na lotnisko. To godzina duchów, ale dzięki temu pierwszy dzień po przylocie możemy już poplażować. Odlatujemy planowo - tylko samolot (albo raczej jego wiek) mocno nas niepokoi.
Komentarze (0)
BPE Blanka, Piotr i Eryk czyli podróże naszej rodzinki