Kolejny wypad na nartki, tym razem Rytro - bo jest najbliżej. Oczywiscie znowu krzesełko......maluch rozszalał sie już na dobre !!!
Pozjezdżalismy kilka razy - mąż na dobre przerzucił się na snowbord - coraz lepiej mu idzie. Ja tam wolę narty, maluch na razie tez zachwycony.
No i wszystko byłoby super, gdyby nie mały wypadek. Tym razem wzięłam kamerę - takie postępy w jeździe trzeba w końcu uwiecznić. Zjeżdżałam więc szybko, zeby z dołu troszke pokręcic i zrobić zdjęcia, no i.... za którymś razem nie wyrobiłam się - wyrzuciło mnie na lodzie (a narty tępe, że....lepiej nie mówić) i ..........zobaczyłam tylko białą chmurę.....i rozwalone okulary (kanał). Wołam do Eryka, zeby zawołał tatę - nie wiedziałam, czy uda mi się pozbierać.
Mąż mówi mi potem, ze usłayszał od synka coś takiego: "tata, tata, chodź szybko - mama wisi na siatce nad przepaścią !!!!" . Mąż po takich słowach rzuciał dechą w śnieg i przyleciał, ale ... nie było takiej potrzeby.
Potem tylko stwierdził, że synek już leździ lepiej od mamusi (a to mi się dostało, po 33 latach na nartach !!!!)
No, niezbyt szczęśliwe były te Walentynki, a to wczoraj był piątek 13-tego ;-)))