Po 5 godzinach plątania sie po lotnisku powoli zaczyna świtać - ktoś nam ukradł 3 godziny z zycia, a zaraz ukradnie kolejne 4..........
Nasza śliczna "krówka" czeka juz na nas (Boing 777 300ER) ....mnie te oznaczenia nic nie mówią, ale moje chłopaki to juz znawcy :-))
W środku jest przeogromny - nigdy w życiu nie pojmę jak taki wielkolud z takim ladunkiem może sie wznieść w powietrze .........
Niestety, zaraz jak tylko się wygodnie rozsiadamy w fotelach (niestety bizness class to to nie jest) odsłuchujemy komunikatu, ze nad Dubajem jest straszna mgła i samoloty startują z opóźnieniem 2 godzin.......mówi się trudno, tylko nie pojmę po co nas przez te 2 godziny trzymali w samolocie. Dla mnie osobiście ma to ogromne znaczenie, bo mam poważne kłopoty z żyłami i w samolocie puchną i bolą jeszcze bardziej (zastrzyki przeciwzakrzepowe pomagają, ale nie do końca)........
Po dokładnie 2 godzinach w końcu startujemy, mgła sie lekko przerzedziła i jest juz ok.......
Na pokładzie oczywiście kolejne (jeszcze wieksze atrakcje) dla malucha i dla nas ........... ja oczywiście jak zwykle spać nie mogę - otwieram wiec sobie okienko i spoglądam na świat .......... Ocean Indyjski, Indie, potem znowu ocean........, a potem juz indonezyjskie wyspy. Kiedy zbliżamy się do Malezji jestem w szoku - tu aż kipi od zieleni.........palmy, góry , znowu palmy ...... i gdzie to przeogromne miasto ????????