Zanim dojechaliśmy, rozpakowali się, wykąpali zrobił się wieczór. Ponieważ staramy sie przestawić na tutejszy czas nie chcemy się jeszcze kłaść, poza tym wiekszość ekipy czuje głód więc czas na coś "zapolować".
Wieczorny spacer po najbliższych uliczkach szokuje !
Na ulicy hałas nieziemski generowany głównie przez małe motorki (w ilościach hurtowych), o przejściu przez ulicę (tak jak zresztą wczesniej czytałam) mozna zapomnieć - tu na pewno nikt nawet nie zwolni.........., gdzies na chodnikach leżą sobie bezdomni hindusi.........dziwne wrażenie i uczucia........(dopiero po kilku dniach można do tego przywyknąć) , mijamy kolejne knajpy znajdujące się tuż przy ulicy w obskurnych, zarośniętych grzybem garażach .........., tu jadają tylko miejscowi - z opisów wiem, że właśnie w takich knajpach warto zjeść, ale na pierwszy dzień taki survival jakoś do mnie nie przemawia..........widzę przerażenie w oczach reszty ekipy - decydujemy się na pierszy posiłek w restauracji hotelowej.
Jak sie jednak okazuje tu obsługa niewiele kuma i ja nie dość, ze nic nie dostaję do jedzenia to jeszcze posiłek jest oczywiście na rachunku, a kelner na pytanie gdzie jest mój przynosi mi brudny talerz po posiłku mojego męża i wmawia mi, że to mój........jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby sie tym przejmować - idziemy spać.............