Jesteśmy zmęczeni, ale gdy rzucam delikatnie hasło ......"a może by tak zobaczyć jeszcze miasto rozświetlone" mojemu mężowi nie trzeba 2 razy powtarzać.
Eryk tradycyjnie już kapituluje i wędruje pod kołdrę.
I może i dobrze, bo nie byłby zachwycony tym co zobaczyliśmy.
Tym razem parkujemy bezpłatnie pod drugiej stronie "wąwozu" i wędrujemy na piechotę do centrum.
Miasto jest ciemne , tylko kilka budynków jest podświetlonych, odczuwalna temperatura poniżej zera sprawia, że tylko garstka osób plącze się po ulicach ........ sobotni wieczór w stolicy, a atmosfera jak w małej mieścinie..........
Szok przeżywamy w ścisłym centrum. Mijamy kolejne sklepy najdroższych marek świata ...........Są zbudowane tak, że witryny zawijają się do wewnątrz, aby jak najwięcej rzeczy znalazło się na wystawach...........A w każdym takim załomie koczuje po kilkunastu uchodźców (po jednej kobiecie, czasem jakieś dziecko, ale cała reszta to mężczyźni) ......przerażający smród, brud...........
witaj Europo!