Dzień mamy obowiązkowo spędzam z mamą - ma być miły spokojny spacerek, ale jak to zwykle u nas bywa - kończy się całkiem konkretną wycieczką i do tego z przygodami.
Wędrujemy sobie moją ulubiona ulicą na obrzeżach miasta, która docelowo zamienia się w górską leśną drogę ..........
Krótki odpoczynek na ławce i mamy zawracać, kiedy nagle na drogę kilkadziesiąt metrów niżej wylatuje wielki wilczur - zdecydowanie bez właściciela i nie planuje zawrócić ........ mama zdecydowanie odmawia powrotu tą sama drogą, ale zostaje nam tylko jedno wyjście - iść dalej w górę .
I tak dochodzimy do Januszowej, ale żeby było śmieszniej skręcamy nie w tym kierunku co trzeba i za chwilę znajdujemy się w gęstym lesie przez który nie ma przejścia ........ no to odwrót......
Widzę, że mama już ledwo idzie, ale mobilizuje ja do dojścia na główną drogę - tam spróbujemy złapać stopa do miasta.
Nie mija nawet 15 minut jak stop się znajduje i podwozi nas prawie pod dom :-)
I tak dwie mamy wróciły całe i zdrowe i pełne wrażeń - jak zwykle :-)