Plany i ambicje ekipy są wysokie, część planuje atakować Kazbek - pakuje się wiec z całym dobytkiem na kilka dni, pozostała ekipa - w tym nasza rodzinka) - ma ambicje zobaczy c przynajmniej lodowiec .........ale życie pisze sobie inne scenariusze.
Pobudka , śniadanie i próba jak najszybszego zebrania 10-osobowej grupy to nie taka wcale prosta sprawa ........ dopiero przed 9 udaje się zapakować wszystkich do samochodów. Wiem, że do klasztoru da się zajechać - w końcu nie bez powodu na wszystkich zdjęciach jest tyle samochodów....... jednak już po przekroczeniu rzeki grzęźniemy w strasznym błocie ....... po paru próbach decydujemy się zostawić auta na jakimś prywatnym parkingu pod wieżą obronną .
Stąd ciągnie się całkiem przyjemny szlak omijający z daleka ruch samochodowy wiodący piękną zieloną doliną ........
Niemniej jednak samo dojście do klasztoru to już godzina w plecy i sporo sił straconych - dla nas pal licho, ale dla naszych kolegów - wielbłądów to jednak ma znaczenie ........
Około godziny 10 meldujemy się na górze. tu zarządzamy przerwę i zwiedzanie .........Klasztor nie jest wybitnie ciekawy, ale jego położenie sprawia, że ciągną tu istne pielgrzymki.......
10.30 - ruszamy na szlak ........ wydawało by się, ze znalezienie tak uczęszczanego szlaku będzie łatwizną, ale jak się okazuje droga kieruje nas na jakieś gospodarstwo, a szlak jest jakieś 100m powyżej - brniemy więc na przełaj po pionowej łące, aby do niego dotrzeć...... ma to jednak swoje zalety - klasztor z tej perspektywy wygląda jeszcze ciekawiej :-)
11.40 mijamy kamień upamiętniajacy tragiczne zaginięcie naszych rodaków .........przykry widok
12.00 dochodzimy na jakieś 2600m , albo troszkę więcej ........ zaczyna lać, a perspektywa poprawy pogody i zobaczenia czegokolwiek jest zerowa ........ dochodzę do wniosku, że dla mnie to wystarczy (chyba już wyrosłam ze zdobywania dla samego zdobywania ) ....... chcę się cieszyć górami i cieszyć oczy ich widokiem ........ oznajmiam więc uroczyście, że zawracam, dzieciaki ( 10-latka i nasz 12-latek) też nie mają ochoty wędrować dalej w tym deszczu ......... reszta ekipy ma jednak ochotę iść dalej .
Na tym etapie rozdzielamy się więc ......... my sobie wolniutko schodzimy, a reszta dochodzi do Przełęczy Arsha na 2940m.
Chwile po tym jak udaje nam się dojść do klasztoru zastaje nas istna ściana wody - chowamy się do klasztoru - absolutnie nie żałuję, ze nie poszłam dalej .........robi się na prawdę nieprzyjemnie , lodowaty wiatr i deszcz powodują, że wyciągamy nawet czapki i rękawiczki (jest lato, wcale nie tak wysoko, a jednak - z górami nie ma żartów)
Dopiero po 15 godzinie dochodzi do nas mój małżonek ....... schodzimy więc w dół i odjeżdżamy nie czekając na resztę, bo wszyscy są strasznie głodni i przemoczeni ............
Koło 18 jest telefon od naszych kolegów - oni też zawracają - nie będą atakować szczytu w tych warunkach ........
I tak kończymy nasz I dzień pod Kazbekiem - wszyscy zmęczeni, ale w sumie każdy na swój sposób usatysfakcjonowany , albo może zawiedziony zawiedziony...........
Ja w każdym bądź razie - zachwycona jestem tą niesamowitą zielenią :-)