Płyniemy dalej, z załogą II jachtu jesteśmy umówieni w Porcie Bigova, tam mamy się zatrzymać na noc. Wiaterek wieje nam pięknie od tyłu , rozwijamy więc żagle i płyniemy tzw. motylkiem ( dla niewtajemniczonych - każdy z żagli jest z innej strony, co z tyłu wygląda jak wielki motyl) .....
Wszystko fajnie, ale jak docieramy do celu naszej dzisiejszej wyprawy, nabrzeże okazuje się w całości zajęte (jest zresztą malutkie), a pan z obsługi portu proponuje nam przybicie do bojki . Załodze nie szczególnie podoba się wizja siedzenia na pokładzie, bez możliwości wyjścia na ląd ..... nie będzie nawet prądu, nie ma jak zatankować wody ......
Zapada decyzja - płyniemy dalej , najbliższy i jedyny na tej części wybrzeża port to Budva, ale trudno ...... skoro rejs ma być wypoczynkowo- zwiedzający .... jakoś tą Budvę przeżyjemy. II załodze oznajmiamy, że płyniemy dalej, bo mamy ochotę pobalować w dyskotece (oczywiście w tonie mocno żartobliwym) i ruszamy w dalszy rejs .....
Do Budvy dopływamy już dobrze po zmroku, ale kiedy zapodajemy zgłoszenie jachtu w porcie przez radio, pani oznajmia nam, że wszystkie miejsca zajęte, bo mają jakieś regaty .... cóż zrobić , płyniemy dalej .....
Kolejny najbliższy port na nasz port macierzysty, czy Bar - jakieś 3 godziny rejsu .....
Późną nocą dobijamy do celu - jedna tego zaleta - tu nie musimy za nic płacić, a w porcie na nabrzeżu czeka na nas miejsce z czerwonym dywanikiem ....