Pożyczamy samochód i w 2 rodzinki wybieramy sie na wycieczki po najciekawszych punktach północnej Tunezji. Mamy 4,5 i 2,5 latków więc musimy dopasować tempo zwiedzania i możliwosci maluchów.
Na początek Tunis. W centrum - pod samą medyną łapią nas miejscowi i znajdują nam jakimś cudem miejsce do parkowania - oczywiście pobierajac sobie potem za to solenną zapłatę. Umawiamy się w punkcie wyjścia po jakiejś 1,5 godzinie i ruszamy sami na penetrację wąskich uliczek niezwykle zatłoczonego starego miasta. Tu o dziwo handlarze nie sa aż tak nachalni jak w Hammamecie. Docieramy do meczetu, niestety można ogladać tylko jego dziedziniec (ja oczywiście przystrojona w szmaty), potem zwiedzamy jeden z domów z którego dachu możemy obejrzeć panoramę całego Tunisu.
Niestety czas mija strasznie szybko. idziemy jeszcze razem do katedry Św. Pawła z czasów kolonialnych, gdzie znajomi zostawiaja plecak. Odkrywaja to kiedy stoimy w strasznym korku kilometr dalej - szybki powrót do katedry okazuje się szczesliwy.
Potem jedziemy jeszcze do pałacu Bardo - ale zapomnieliśmy - jest poniedziałek, a w ten dzień wszystkie muzea sa zamknięte. Trudno - pocałowaliśmy klamke więc mamy więcej czasu na następny punkt wycieczki.