Wracamy ze świąt w Gliwicach. W domku szybkie odgrzebanie sprzętu narciarskiego i ruszamy wieczorem do Wierchmli. Na propozycje pozostania z babcią zamiast wspólnego wyjazdu na narty maluch ostro protestuje. Mamy pewne obawy, czy poradzi sobie po roku przerwy na tak trudnej trasie (prawie 2km jeden zjazd) i to do tego przy sztucznym oświetleniu, kilkunastostopniowym mrozie i w porze w której normalnie śpi słodko w łóżeczku. Ale okazało się, że było super, radził sobie świetnie, tylko ostatni zjazd o 21 godzinie już okazał się o jeden za dużo (choc na wyciągu twierdził, ze on to da rade jeszcze 4 razy!!!) Ale jak to maluszek - nie potrafi realnie ocenić swoich możliwości, paluszki troszkę podmarzły więc czas było wracać.
Wieczór na stoku to cudowne rozwiązanie na sylwetrową noc - dla nas to nie pierwszy raz, ale dla naszego niespełna 5-latka pierwszy :-))
Drogę do do domu dotrwał bez snu, ale Nowy Rok powitaliśmy już sami (-13 stopni tej nocy już nie zachęcało do ponownego wyjścia)