Jest piękny - wręcz wymarzony poranek - pogoda idalna, cieplutko - co zrobić z tak pięknym dniem i to w 5 rocznice ślubu?
Zapada decycja - wyjazd kolejkami na Kitzsteinhorn, a potem zobaczymy.
Maluszek zachwycony perspektywą jazdy co najmiej 6-krotnie kolejkami różnego typu chętnie pakuje się do auta. Wyruszamy. Auto zostaje na parkingu pod niedziałającą już słynna kolejką w tunelu (zamkniętą po wypadku kilka lat temu).
Pierwszy etap tp kolejka wielkości autobusu na 1978 m n.p.m.
Potem przesiadka na mniejszy niebieski wagon i wyjazd na 2450m n.p.m.
Tu czas na dłuższą przerwę - widoki obłędne, mnóstwo śniegu - Eryk ma co robić, bo na tej wysokości znajdujemy nawet plac zabaw (plac zabaw na wysokości naszych Rysów, ha,ha,ha), po za tym trzeba się zaaklimatyzować do wysokości, bo wyżej mógłby być problem.
Po godzince decyzja - jedziemy wyżej.
Prawie na szczycie (3029m n.p.m.) Ale widoki !!!! Obłęd
Do szczytu zostało zaledwie 200m, ale nie decydujemy się na podejście - po pierwszyse ze względu na maluszka (to już i tak wystarczająco wysoko jak na niego, po drugie nie mamy raków, a te byłyby niezbędne. Żeby było śmieszniej to ja zapomniałam przebrać butów na górskie w samochodzie i dopiero na szczycie się zorientowałam. Spacer po śniegu to było istne wyzwanie w adidaskach - no normalnie wstyd;-((
Zjadamy drugie śniadanko i ruszamy w dół w kierunku lodowca. Słońce praży niemiłosiernie, brak okularów przeciwsłonecznych mocno dokucza. Maluszek czuje się dobrze i baraszkuje cały szczęśliwy na śniegu. Pakuje się do ratraka, zagląda do jaskiń lodowych. Czas wracać, zbyt długi pobyt na takiej wysokości mógłby mu zaszkodzić.
Wjeżdżamy szynobusem do górnej stacji (koniecznie chciał sie przejechać jeszcze tym środkiem transportu) i zjeżdżamy ponownie na 2450m - uff, ale ulga (dla wszystkich)
Kolejna chwila przerwy i wracamy do samochodu.
Maluszek pada jak muszka i przesypia 2 godziny.
To był cudowny dzień !!!!
A wieczorem w hotelu czekała na nas niespodzianka: pięknie udekorowany stół i schłodzony szampan.......Istna rozpusta