Rano tym razem mąż zarzeka się, że dzisiaj daleko nie idzie, ale znowu Tatry ciągną jak magnes i udaje się dojść o wiele dalej niż planowaliśmy.
Na początek dojazd busikiem do Kuźnic, a potem 15 minut drałowania wyjątkowo niesympatyczną drogą do Klasztoru Albertynek, którą ktoś mądry pokrył kiedyś kocimi łbami (idzie się po tym koszmarnie), na szczęscie kawałek za klasztorem można z tej drogi odbic i pójśc na skróty omijając schronisko - hotel na Kalatówkach....potem jakieś półtorej godzinki przez las (częściowo po zalodzonym śniegu więc maluszek zakłada raczki, bo strasznie się ślizga) i już jestesmy przy chyba najbardziej uroczym schronisku na Polanie Kondratowej.
Schronisko miało być nieczynne z powodu remontu, ale na miejscu mamy miłe rozczarowanie - kuchnia jest czynna i można wypić coś ciepłego (niestety szarlotki brak....trudno).
My kawka, a maluszek zabawa śniegiem przy schronisku, czyli kopanie igla dla swojej małpki i idziemy dalej w kierunku Przełęczy pod Kopą. Gdzie dojdziemy, tam dojdziemy. Nie stawiamy sobie ambitnych planów. Maluszek dzielnie drałuje do góry po śniegu i cały czas odgraża się, że on to na szczyt musi zajść koniecznie. Zakładam plan taki - idziemy do góry do godziny 13, potem zarządzamy odwrót, bo trzeba jeszcze zejść przed zmrokiem. Na początku da się iść szlakiem, potem są już wydeptane ślady pionowo do góry przez śniegowa górę. Zostało jeszcze 15 minut podejścia do przełęczy i w tym momencie nasz odważny maluch postanawia, że to koniec. Nie zamierzam go namawiać - sam odpowiada za swoje możliwości - i tak jesteśmy z niego niesamowicie dumni !!!
Wysyłamy więc tatę i dziadka na szczyt, aby porobili zdjęcia, a sami po przerwie na posiłek i herbatkę powoli schodzimy - na początku tą samą pionową śniegową ścianą, a następnie odbijamy ze szlaku i schodzimy zaśnieżonym żlebem na sam dół (gdybyśmy od początku szli żlebem byłoby o wiele łatwiej i pewnie maluszek bez kłopotu by zaszedł). Tak czy inaczej jest zachwycony - schodzenie żlebem między skałami, gdzoie od czasu do czasu można się przejechać na pupie to niezła radocha !!!
Niedaleko od schroniska doganiaja nas tata i dziadek i razem już dochodzimy na kolejną krótką przerwę. O 15.30 jesteśmy na dole. Po 8 godzinach marszu czas na powrót na kwaterę.