Kolejny dzień lejącego się z nieba żaru.....po burzach i przed kolejnymi......czas rozprostować kości, stawy i mięsnie. Maluch, z którymi wybierami się na wycieczkę do Rytra zdecydowanie wolą babrać się w potoku budując tamy, a potem baseniku niż drałowac na szczyt.....zostają z babcią, a ja wobec tego wędruje sama........
Tylko cisza, świerszcze, szemrzące wszędzie strumienie powstałe "na dziko" po ostatnich deszczach, wiatr (leciutki, ale zawsze )....i ja - wykończona wspinaczką w upale, ale szczęsliwa.....bo są takie chwile dla których warto żyć i warto się wysilić.
A cisza taka, bo w tygodniu nie chodzi wyciąg więc i chętnych do zdobycia szczytu brak
Podjadłam na szczycie słodziutkich borówek i zeszłam na dół.......i znowu burza !