Po kolacji wybieramy się do Alanyi. Próbujemy się załapac na dolmusza (tutejszego busa), ale poniewać ten nie przyjezdża dajemy sie zabrać taksówce (za niewiele wiecej) dokładnie tam gdzie potrzebujemy, czyli pod Biuro Jolcia&Adams.
jest to polsko-tureckie biuro o którym wiemy z forum turystycznego - że warto i że najtaniej .......generalnie wolimy sie poruszać samodzielnie, ale tym razem mamy w planach 2- dniową wyprawę do Kapadocji, a przy okazji jeszcze kilka innych miejsc, które chcemy odwiedzić my, a inne dziadkowie - wycieczki wykupujemy więc hurtem.
Skoro juz tu jesteśmy kierujemy nasze kroki w kierunku portu.........hałas, gwar, miliony świateł, prawie jak w LasVegas.......potworna komercja, która kończy się jak ręką odjął w porcie - na molo nie już niemalże nikogo poza nami - a widoki - CUDO !!!
Pięknie oświetlona twierdza na wzgórzystym półwyspie wygląda bajkowo.........cisza..........gdyby tylko nie ten koszmarny statek z dyskoteką na pokladzie, który krąży po porcie........
Kiedy w srodku niocy udaje nam się wrócić do hotelu oddychamy z ulgą - dobrze, ze nie mieszkamy w Alanyi