Po wrazeniach ostatnich dwóch dnia marzyliśmy, aby wypocząć - ten dzień miał być więc przenaczony na plażowanie. A tymczasem mój mąż po godzinie byczenia się na plaży doszedł do wniosku, ze trzeba by gdzies pojechać - bo "dawno' nigdzie nie bylismy. mnie nie trzeba długo namawiać. Umawiamy się więc z rodzicami, że idziemy jak najwczesniej na obiadek, potrem my pedzimy do najbliższej wypozyczalni samochodów do centrum, podjezdżamy po nich i jedziemy na podbój najstarszej częsci Alanyi - bo być tak blisko i nie zobaczyć to grzech :-))
Godzina 14.00 - mamy czerwonego fiacika i ruszamy klikanaście kilometrów na wschód.
Na początek zajeżdżamy pod koniec plaży Kleopatry gdzie znajduje się wejście do jednej z kilku jaskiń - Damlataş. Jaskinia okazuje się być niewielką grotą z niesamowicie dużo wilgotnością (co bardzo nie spodobało się naszemu aparatowi, który niemal natychmiast się rozładował.......)
Potem ruszamy na sam szczyt pod twierdzę Kalesi - jest piekielny żar więc poza mną nikt nie ma ochoty na zwiedzanie. Idziemy więc na spacer wokół starych murów, aby choć przez chwilę popatrzeć na bajeczną panoramę Alanyi i okolicznych wzgórz.
Po zjeździe na dół jeszcze jeden spacer wzdłuż nabrzeża portowego do Czerwonej Wieży (Kizilkule) i ścieżką, która prowadzi prawie pod samą starą seldźucką stocznię - gdzie dawno, dawno temu budowano dla sułtanów statki wojenne.