Wędrując na górę w poblizu hotelu zauważyłam z góry inne wzgórze w pobliżu warte odwiedzenia. Dzień bez wycieczkowania to dzień stracony, planujemy wobec tego się na nią wdrapać na zachód słońca.......ale to co z daleka wydawało się proste - z bliska okazało się niemal niemożliwe.
Chaszczowanie, czyli przedzieranie się przez kłujące chaszcze w Polsce wydaje się być trudne, a tu, gdzie na samą myśl o założeniu długich spodni i adidasów robi się słabo (bo taki upał) - jeszcze trudniejsze. Obdrapani wspinamy się po zwałach kamieni........duży wysiłek, a efekt żaden - pierwszy protestuje maluch, ja muszę zostać z nim, kawałek wyżej wędruje mąż, ale po kolejnych 100m też rezygnuje twierdząc, ze wyżej jest jeszcze gorzej.......i tak to malutki pagurek pokonał wytrawnych turystów .....
a zachód ....... obejrzelismy już na plaży :-))