Udało sie wreszcie wyrwać na weekend w beskid - mój najukochańszy - sądecki. Niestety, pogoda nie dopisuje, co prawda już nie pada, ale ciężkie, ołowiane chmury dalej wisza na niebie, a szlaki po całotygodniowych opadach to błotniste ścieżki....
W piątek zdobywamy (nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz) zamek w Rytrze. zamek jest odbudowywany i za każdym razem kiedy tam jesteśmy coś nowego przybywa........już się nie mogę doczekać efektu końcowego, wygląda, że będzie to na prawdę ciekawy i urokliwy obiekt.......na pewno niewiele zamków może poszczycić sie taaaaaaaaaaaakim widokiem !!!
Sobota to z kolei wypad na Obidzę powyżej Kosarzysk, tym razem nie planujemy dłuższej wędrówki, bo też i widoki żadne - no prawie żadne, ale jak nie widać panoramy Tatr (stąd przeciez takiej pięknej), to tak jakby nic nie było widać. Za to udaje nam się nazbierać grzybów (jeden na zdjeciu dla upamiętnienia), najeść sie ogromną ilościa borówek, jezyn, a nawet POZIOMEK ........raj w gębie.......
Niedziela - spacerek juz tylko, bo niestety czas wracac.....auuuuu.
Za to po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Glistne, aby powędrowac szlakiem na Luboń Wielki - niestety z ambitnych planów wyszły nici, na granicy lasu zaczęło się takie błoto, że niestety musieliśmy zawrócić......ale kiedyś tak wrócimy i zdobędziemy !!!