Co prawda szczyt zdobyliśmy z maluchem prawie 3 lata temu, ale było to przed wstąpieniem do klubu zdobywców korony wiec się nie liczy i trzeba było wycieczkę powtórzyć.
Kolejnym dobrym powodem był fakt iz zdobyliśmy go bez męża, a najwiażniejszym powodem jest idelana - wręcz wymarzona aura......
Rano jedziemy na Obidzę, zostawiamy samochód pod Bacówką. Dreptanie poniżej juz dawno przestało być przyjemnością, bo wszyscy traktują juz ta drogę jak autostradę.........na dole powinien byc szlaban - to by rozwiąząło problem, ale cóż - świadectwo współczesności........
Słońce przygrzewa, zero wiatru - gorąc jak w środku lata, choć to jeszcze kwiecień, na niebie ani jednej chmurki, kawałek szlaku i już podziwiamy cudowną panoramę Tatr – aż do końca wycieczki będzie ona nam towarzyszyć z małymi przerwami.
Na początek czerwony szlak, w jednej trzeciej drogi odbijamy na niebieski w kierunku Wielkiego Rogacza (1182m n.p.m.), tam dłuższy odpoczynek na jedzonko, a dalej już czerwonym szlakiem prosto na szczyt. Po 2,5 godzinach jesteśmy u celu naszej wyprawy. Kilka lat temu był to jeden z najmniej ciekawych szczytów naszych gór – teraz dzięki zbudowanej przed 7 laty drewnianej wieży widokowej stał się niemałą atrakcją.
Na wieżę prowadzą waskie, bardzo strome schody (samo wchodzenie, jak i schodzenie dostarcza sporo emocji) – a to co zastajemy na szczycie to po prostu cudowna nagroda – takich widoków nie ma nigdzie w naszych i okolicznych górach – po prostu cudo !!!
5 godzin i pętla zostaje zamknięta – obiadek w bacówce smakuje jak zawsze – wyśmienicie.