Chłopaki o świcie pojechały na konferencje, a my w składzie : 2 kobiety i 1 dziecko wybieramy się na samotny podbój miejskiej dźungli. Po wczorajszym dniu czuję się w tym 7-milionowym mieście jak w domu, kompletnie nie przeraża mnie samodzielne wałęsanie się - przetrwamy !
Po śniadanku idziemy więc na stację monoraila i jedziemy w kierunku KL Sentral. Mamy w planach dostanie się do ogrodów, ale jak sie okaże - to co na mapie wydaje się rzutem beretu - w rzeczywistości okazuje się być prawie nierelanym przejściem zajmujacym mnóstwo czasu.
Szukając właściwej drogi idziemy w końcu szukać taksów, ale kolejni taksówkarze nie chcą nas zabrać twierdząc, ze musimy mieć jakiś specjalny bilet.....jaki do diabła bilet ? ...... wędrujemy więc w kierunku jakichś wielkich nowoczesnych zabudowań biurowych - tu musi być jakieś przejście ! Po 15 minutach ochrona grzecznie nas pyta czego szukamy ? Wyjścia prosze pana, wyjścia.........
- niestety, nie tędy droga - trzeba iść spowrotem do dworca, a potem znaleźć inny biurowiec pod którym jest przejście na drugą stronę. Po drugiej stronie okazuje się, że mamy przed sobą autostrade do przejścia i bynajmniej żadnej kładki. Jakieś Chinki tłumaczą nam, że to jedyna droga, trzeba się dostać na druga stronę, a potem jest podziemne przejście do parku.
Kiedy jakimś cudem udaje nam się tam dostać oczom naszym ukazuje się RAJ...........uff.......nareszcie :-))))