To zaczyna być jakiś obłęd........każda noc w innym miejscu, pakowanie, rozpakowanie zaczynamy osiągac w tym mistrzostwo.......dobrze, ze przed nami 4 noce "stabilizacji"
Rano sniadanko w otoczeniu wróbelków, które dosłownie wyjadają z talerzy, opuszczamy nasz pokój, pakujemy manatki do auta i w drogę - dzisiaj jesteśmy już mądrzejsi i jedziemy najbliższą trasą (a nie tą, na którą uparł sie gps)..........
Na lotnisku oddajemy jeszcze auto właścicielowi (fajnie, że tak sie udało) ..... i już wędrujemy po nową przygodę......
Jesli ktoś wspomnał o kraju trzeciego świata, to pewno na tym terminalu (tanich linii) możemy sie tak poczuć........
Stary, brudny budynek, tłumy ludzi, brak klimatyzacji.......do tego wszystkiego wysiadł prąd na całym lotnisku więc odprawy sie opóźniają........... Kiedy w końcu przechodzimy przez ten młynek oczom naszym ukazuje się płyta lotniska, a na niej zaparkowane samoloty - niczym się to nie rózni od dworca autobusowego .........
Za to śliczny czerwono-biały 737 czeka juz na nas :-)))