Po szybkiej wizycie w naszym następnym hotelu, odświeżeniu sie po podróży łapiemy za aparaty i ruszamy na podbój tego nowego, nieznanego nam kraju.
Wykupiliśmy tak jak w KL karty na komuniakcję wszelaką i kraj juz był nasz.......
Nasza wędrówkę zaczynamy wiec od stacji metra (5 minut drogi od hotelu) NE5 Clarc Quay i jedziemy do stacji przesiadkowej, aby zmienić linie z fioletowej na czerwoną i jedziemy do ostatniej satcji Marina Bay, okazuje się jednak, że nasz cel widać stąd dopiero na horyzoncie..........robimy więc zdjęciołka i chowamy się ponownie w podziemia, aby przejechać jeszcze pomarańczową linią jedna stację .
Zanim docieramy do interującego nas miejsca mamy juz pierwsze wrażenia i spostrzeżenia.
Nie znam drugiego takiego miejsca w ktorym byłby tak klinicznie czysto, to państwo kar, zakazów i wszechobecnych kamer. Singapurczycy to najbardziej zdyscyplinowaniu obywatele, chodzacy równiutko jak w zegarku, stosujacy sie do wszystkich zaleceń jakie tu każdym kroku na człowieka czekają.
Ład, porządek, idealne oznakowanie. Już po kilku minutach każdy zorientuje sie gdzie jest i gdzie ma iść - czujesz się jak prowadzony za rękę.........
Po Malezji to niezły szok ........ tam czysto było w komunikacji, na dworcach, w przejściach, poza tym bywąło różniście.......
Nie mówiąc już o naszych "psiebiśniegach" na chodniach i wszechobecnym syfie i brudzie.........