Rano niestety przyszedł czas na pożegnanie się z krajem, który na zawsze pozostanie w naszej pamięci .......
Pakujemy manatki i jedziemy metrem do stacji Marsiling. Kiedy wyjeżdżamy na poziom gruntu doznajemy szoku - jeszcze nie przekroczyliśmy granicy, a już naszym oczom ukazał się jakiś kompletnie inny świat........brudno, szaro ......nieziemskie tłumy (jest Wielki Piątek - z tej okazji Singapurczycy niezależnie od wiary mają wolne co oznacza, że wszyscy pakują się do pociągów, autobusów, aut i jadą na zakupy do Malezji.........no to mamy pecha....
Kolejka do autobusu, który ma nas zawieźć do stacji kolejowej ma chyba ze 2 kilometry......masakra, idziemy kawałek dalej do troszkę krótszej - ta jest do taksówek........zamawiamy taksówkę przez internet, bo inaczej się nie da !!!
Na dworcu kolejowy - jest - kolejna długa kolejka - mamy szczęście - kupujemy bilety, kilka osób za nami jest już wyproszonych z dworca - informacja, że wszystkie bilety do końca niedzieli są wykupione odprawia z kwitkiem niezły tłumek.......
Przechodzimy przez odprawę paszportowo bagażową i już jesteśmy na peronie.......pociąg pamięta czasy kolonistów angielskich -........no...poczuliśmy się jak w domu. Doznajemy jednak szoku jak wchodzimy do środka - odjazd mamy o 12 w południe, a każde z nas miejsce sypialne w obdrapanym wagonie, ale z czystą pościelą.........ciekawe doświadczenie.