Kolejny piękny zimowy dzień podarowany nam musiałam spędzić w górach . Mój chrześniak na tę okoliczność nie poszedł do szkoły i tak w składzie : moja mama + dwójka 12-latków i ja - nieodpowiedzialna mama (o tym za chwilę) jedziemy autobusem do Łomnicy Zdroju.
Wieś bardzo się zmieniła na przestrzeni kilku lat kiedy byłam tam ostatnio - z pieniędzy (unijnych ) porobili miejsca relaksu, place zabaw, ścieżki dydaktyczne, odnowili źródła (zniszczone całkowicie po powodzi lata temu) ......... jest co robić, jest gdzie odpocząć.
My jednak odpoczywać nie zamierzamy - robię zdjęcie mapki ze ścieżką przyrodniczo-edukacyjną i kieruję się za strzałkami z dzieciakami. Ale jak to zwykle bywa z moim szczęściem - strzałki kierują nas tylko do II punktu, a dalej nie ma już absolutnie nic , co pomogłoby w odnalezieniu drogi.........chaszczujemy więc na przełaj , potem jakąś dziką drogą , a po kilku kilometrach dochodzimy do rwącego potoku, którego nijak nie da się przekroczyć.........
- mama - co to znaczy się nie da - udowodnimy Ci, że się da !
I tak przechodzą przez chaszcze zasypane śniegiem, a potem skacząc po głazach, topiąc się częściowo w rzece (wracają w kompletnie przemoczonych butach o czym raczą mnie poinformować dopiero w autobusie) docierają na drugą stronę potoku.
ja rezygnuję z takiej opcji i wyszukuję przejście pół kilometra dalej, chłopaki oczywiście giną mi z oczu ........
W końcu jednak odnajdujemy się i cali i zdrowi lądujemy na drodze na której znalazłam się pierwszy raz w życiu ........
A droga zasypana śniegiem i skąpana w słońcu wygląda tak przecudownie, że nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.......
Po kolejnej godzinie wracamy, aby spotkać się z mamą, która na szczęście nie dała się namówić na to szaleńcze przejście, a ponieważ do powrotnego busa mamy jeszcze godzinę, wędrujemy wzdłuż wsi przez kolejne 4,5 km.
Nie wiem ile dokładnie kilometrów wyszło, więc w zaokrągleniu w książeczkę GOt wpiszę 9 km = 9 punktów (choć pewnie wyszło nam więcej)