Mąż namawia nas na koniec pobytu w stolicy na spacer do centrum.
Syn odmawia - wyraźnie ma dość tego miasta.
Wędrujemy więc we dwójkę na rynek, a potem na piwko do pobliskiej knajpki.
Po zachwytach oświetlonym rynkiem, sączymy przepyszne piwko ........
- I co, może ta Bruksela wcale nie jest taka zła ? - pyta mąż
- Jest ....... jest dużo gorsza niż myślałam - to jak krwawiąca rana na ciele Europy........
Wiem - może przesadzam - w końcu nic złego nas tu nie spotkało, ale to miasto jest jak tykająca bomba - myślę, że wiele złego jeszcze się tu wydarzy ............
Podsumowując - Bruksela nie należy już do Belgów, oni delikatnie mówiąc już się powoli stąd usuwają........widać nieliczne jednostki przemykające ze strachem w oczach po ulicach. Przybysze zapełniają pustkę , kolonizując tu kolejne dzielnice - mieszkaliśmy 10 minut od rynku, 500m od osławionej dzielnicy Molenbeek (wylęgarni terrorystów), a już na ulicach w pobliżu rodzimi Belgowie stanowili może kilka procent............
Nie ma mowy o jakiejkolwiek integracji - kto myśli, ze jest to możliwe - myli się lub jest ślepy i naiwny.
Wszyscy trzymają się tu swoich grup etnicznych tworząc jakby zamknięte getta.
Wszechobecne wojsko, z palcami na spuście wielkich "giwer", wozy opancerzone, zasieki - wszystko to sprawia, że nie chciałabym tu mieszkać za żadne skarby świata............żegnaj Brukselo - nie będą za tobą tęsknić !!!
Na koniec kilka ujęć robionych z ukrycia, bo raczej nie było to mile widziane ......