W Gandży, kiedy spaliśmy sobie w najlepsze w naszym przedziale - obudziło nas walenie do drzwi .......to 4 współpasażer chciał się dostać do swojego łóżka ..........
Po kilku godzinach zaczyna świtać - wreszcie można wyjrzeć za okno, żeby zobaczyć nowy kraj .........
To co widać to straszna pustynia, potwornie brudne jeziora, jakieś szyby naftowe ........i nowoczesne budowle gdzieś na tej pustyni .......zapowiada się ciekawie
Teraz mamy tylko jedno marzenie - dostać się do hotelu i wykąpać po prawie 2 dobach bez tej przyjemności .......
Nie jest to wcale takie proste - na dworcu nie ma żadnego kantoru , stadko cinkciarzy nas dopada (ale wiemy, że oszukując wydając nie ważną już walutę) ......... jest metro, ale co z tego skoro nie możemy za nie zapłacić - ot paranoja .......
Czekamy z synem, a mąż idzie na poszukiwanie jakiegoś kantoru ...... w końcu udaje się nam dostać do hotelu, który zarezerwowaliśmy w samym centrum starego miasta ...........
Ale żeby nie był tak różowo - nasz pokój nadal zajmują jego poprzednicy i dostajemy jakiś pokój rezerwowy, który jest w takim stanie, że aż strach wejść pod prysznic, żeby czegoś nie złapać, jakieś kable powyrywane ze ścian, potłuczone szyby .......... masakra
Mąż umieszcza zdjęcia na Bookingu - skutkuje , kiedy wracamy pokój jest już w remoncie, a my dostajemy inny :-)
I tak to przywitał nas Azerbejdżan .......