Na 17.00 mamy stawić się w Barze - tu w centrum ( w okolicy mariny) czeka na nas pozostała część ekipy : 2 rodzinki w tym dwójka chłopców ( towarzystwo dla naszego Eryka ) ......... nie możemy jednak jeszcze się "zakwaterować", bo czekamy jeszcze na pozostałe 10 osób, kora utknęła gdzieś w korkach w okolicy Kotoru .........
No i teraz zdradzę cel naszej wyprawy :
Kolejny tydzień spędzimy na jachcie , kuzyn męża jest naszym kapitanem i sprawcą całego "zamieszania" .......
19 lat na to czekałam !!!
Kiedyś żeglarstwo to była moja miłość i pasja, potem poznałam męża i on z góry zaznaczył, ze to jedyne do czego go nie przekonam ..... swoją przygodę z tym sportem zakończyłam traumatycznym rejsem po Bałtyku w 1998 roku, kiedy to walczyliśmy o życie w czasie największego jesiennego sztormu. Może właśnie to zaważyło na tym, że jakoś pogodziłam się z faktem, ze do pasji nie wrócę ...... ale przecież każdy kto tego raz spróbował będzie dożywotnio uzależniony (choćby powtarzał sobie - nigdy więcej !) ....
Tak było i ze mną - wciąż miałam nadzieję , że kiedyś znowu stanę na pokładzie, chwycę w ręce te sznurki i poczuje cudowne bujanie, którego ma się dość, a od którego nie ma ucieczki (podobno nazywa się to masochizm) .....
I teraz nagle w tym świetle cudownego popołudniowego słońca stoi spełnienie marzeń ..... cudowny jacht o imieniu LUNA ....... nasz - tylko nasz na cale 7 dni ......... stoję, patrzę i w zasadzie nie wiem co czuję ........ szczęście, obawę, strach ...... wszystkie wspomnienia wracają ............