"Ziemia, kochana stara ziemia ! Aż ze szczęścia chce mi się brykać..." - jak mówił Tygrysek z "Kubusia Puchatka". Dawno nie czułam się taka szczęśliwa. Całą droge od Bornholmu wiało coraz mocniej, kiedy dopływaliśmy do portu siła wiatru dobiła do 8 !!!
Z dnia na dzień było coraz gorzej, nad Bałtykiem przeszedł istny huragan.
Utkneliśmy w porcie na dobre, czekając na zmniejszenie się siły wiatru.
2 dni później doszła do nas informacja, że zaginął na morzu polski jacht - dokładnie tej wielkości co nasz. Dobrze wiedziałam, ze moja mama takiej informacji spokojnie nie zniesie i faktycznie - będąc wtedy w sanatorium przeszła stan przedzawałowy. Próbowałm się z nią skontaktować, ale w epoce bez komórkowej nie było to takie proste. Po kilku nieudanych próbach, dostałam się sposobem na jakiś uniwersytet i korzystając z czyjegoś komputera wysłałam wiadomość, że jestem bezpieczna i czekamy w porcie.
Te kilka dni spędziłam bardzo miło włócząc się po Kalmarze - wyjątkowo urokliwym miasteczku. Udało mi się obejśc chyba wszystkie dzielnice i zaułki.