Popołudniową porą umawiamy się z dziadkiem na spacer w góry - spacer okazuję się niezłą wyprawą wysokogórską (do pokonania kilkaset metrów w pionie) i to na dziko, bez szlaku, po łąkach, przedzieranie się przez lasy, wyryp nieziemski - maluch oczywiscie daje radę, ale wycieczka nie jest łatwa - tym bardziej, ze wybieramy się na nią z niewystarczająca ilościa jedzenia i picia. Dochodzimy do osady połozonej wysoko w górach - bez drogi dojazdowej - niesamowita odskocznia od rzeczywistości. Potem już w kierunku Parchowatki i dalej szlakiem w dół - szlak z Łabowskiej Hali. Mamy za to ogromny zbiór grzybów - same prawdziwki. Do domu wracamy już późnym wieczorem.