Auto mamy jeszcze do godziny 14 - co by tu ciekawego zrobić?
Na szybko wertujemy przewodnik - musi być w miarę blisko, ale ciekawie - rzuca mi się w oczy twierdza Alara Han do której wiedzie wąska ściezka wykuta w skale - cos w sam raz dla nas.....przeliczyłam sie.....
W centrum konakli odbywa się cotygodniowy wielki tag - zostawiamy na nim rodziców męża, a sami jedziemy w dolinkę dalej na zachód. Już kilka kilometrów dalej rzuca się w oczy wielka, choć zrujnowana twierdza na szczycie pięknie zazielenionej góry.
Jedziemy do końca drogi i pytamy tubylców jak wejść na szczyt. Zaraz okazuje się, że nie ma mowy, aby iść tam samodzielnie - nie ma oznakowanej scieżki, a i bez latarki się nie obejdzie. W momencie znajduje się tez chętny przewodnik, który idzie z nami, abyśmy nie pobładzili. Nagle na srodku wąskiej ścieżki prowadzącej przez jakies chaszcze ukazuje się nam wieka, głęboka na jakieś 3m dziura w ziemi. Nie znający żadnego języka Turek staje nad nią - wyraźnie pokazując, że tam jest właśnie wejście.
Normalnie szok, ale dobra - powiedziało sie A......
Włazimy, ciemno jak cholera, na dole brak jakiejkolwiek ścieżki, jedynie zwalisko skał (oberwanych zapewne z sufitu), do tego trasa wiedzie po tym osuwisku ostro pod górę. Maluch wyrwał do przodu - po ciemku - najwyraźniej zapodobała mu się taka zabawa, co chwila zwala na nas jeskies kamienie, Mnie się nogi plączą, co chwila włażą stopy między jakieś szczeliny.......Widząc, że jest coraz gorzej wymiękam - patrząc na lekkie sandałki, które sobie na tą wycieczkę założyłam obawiam sie, ze cało bym nie wróciła.
Krzycze w ciemności do moich chłopaków, że sie wycofuję - oni twardo idą do góry.jestem pełna podziwu dla miojego 6-latka, a równocześnie obawiam sie jak się zakończy ich schodzenie (też mają na sobie sandały).
Czekając na nich umilam sobie czas na uroczej piaszczystej plaży nad krystaliczną rzeczką w otoczeniu zieleni i bajecznie kolorowych skał......przy mnie siedzi turek przewodnik - pilnuje mnie - i pilnuje tez napiwku, który mu się należy za doprowadzenie :-))
Tymczasem moje chłopaki zawędrowały na górę - do końca tunelu, dalsza jego częśc była zasypana, podobno da sie dojśc do samego szczytu, ale z opisu męża wynikało, że orla przy tym to pestka......kolejny Turek (tym razem na górze) pokazał im drogę w dół - tym razem z możliwością obejścia tunelu (gdybym to iwedziała, to bym się pewnie porwała na dalszą wspinaczkę).
Wracają cali i szczęśliwi (nawet nie obdrapani) - maluchowi nalezy sie medal !!!
Jeszcze chwila nad rzeczką.......takie cudowne miejsce i nie ma tu nikogo - SZOK .............i idziemy do naszego przewodnika do knajpki, ale o tym w następnym wspisie :-))